poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Jak jabłko to z Polski, czyli jak ćwierć wieku wykorzystali nasi sadownicy

 
 
 
 
 
Polska największym eksporterem jabłek na świecie - oznajmił minister rolnictwa Marek Sawicki. Sadownicy się cieszą, ale przypomnają, że to resort rolnictwa rzucał im największe kłody pod nogi.
 
 
 Choć trudno to sobie wyobrazić, to polskie sady po 1989 r. wyglądały gorzej niż polska
gospodarka. Produkcja od połowy lat 80. gwałtownie spadała, a sadownictwo było coraz mniej opłacalne. Choć mieliśmy potencjał, to był on niewykorzystany.

Po upadku PGR-ów większość gospodarstw zajmowało niewielkie przestrzenie. Na dwóch-trzech hektarach nie da się prowadzić dochodowej produkcji.
 

- Nie było prosto namówić rolników do zrzeszania się, bo w Polsce, niestety przez PRL, spółdzielczość nie kojarzyła się dobrze. Nakłonienie do tego, by zawiązać grupę producencką, która zajmie się zbytem, a sadownik produkcją trwała kilka ładnych lat - mówi Jolanta Kazimierska, szefowa Stowarzyszenie Polskich Dystrybutorów Owoców i Warzyw Unia Owocowa.

Stan rzeczy zmienił się diametralnie dopiero po wejściu do Unii Europejskiej. Ta na polskich sadowników wydała w sumie 5,8 mld zł. Pieniądze nie poszły na bieżącą działalność, ale na inwestycje. Polskie sady musiały powstać od nowa. Zamiast starych i mało wydajnych odmian zastosowano tzw. nasady towarowe. Dzięki nim sad może dawać z jednego hektara około 30 ton jabłek.

Grupy producenckie zaczęły dzięki unijnym dotacjom stawiać hale magazynowe, chłodnie i sortownie oraz pozostałą niezbędną do przetrzymywania owoców infrastrukturę. Unia dała sadownikom pięcioletni okres, w którym mają się stać w pełni niezależni finansowo i rentowni. Jeśli ktoś nie trzyma się biznesplanu, musi zwrócić pieniądze. Ponieważ grupa producencka zrzesza kilku lub kilkunastu sadowników, to wszystkim zaczął się ten biznes opłacać.

- Zaczęliśmy tak pędzić i nadrabiać wieloletnie zaległości, że nawet mi się to w głowie nie mieści. Dziś już mało kto pamięta, co to był PRL - tłumaczy Jolanta Kazimierska.

Inwestycje sprawiły, że nasze linie produkcyjne są jednymi z najnowocześniejszych na świecie. Sadownicy twierdzą, że gdyby chcieli to mogą wysortować jabłka w groszki. Owoce są dziś mierzone, warzone, sprawdzane jest wybarwienie, a nawet się je prześwietla, aby sprawdzić, czy w środku nie zachodzą procesy gnilne.


 
 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz