piątek, 8 sierpnia 2014

Bankructwo Argentyny nie będzie drugim Lehman Brothers. Kraj od 2001 r. jest praktycznie odcięty od rynków


Władze Argentyny poszukują chętnych na zakup obligacji, które kraj przestał spłacać. Od 30 lipca jest w stanie niewypłacalności, bo władze nie zgodziły się na wykonanie wyroku sądu i zwrócenie 1,5 mld USD funduszom, nazywanym w Buenos Aires "sępami". To już 8. bankructwo kraju w ostatnich 200 latach, dlatego rynki finansowe pozostają spokojne.

- Argentyna ma teoretycznie niewielki problem, bo to jest niecałe 1,5 mld dolarów, naprawdę niewiele. W tej chwili mają oni również niewiele rezerw - około 15 mld. Ale nie w tym rzecz. Jeżeli oni zaspokoją zgodnie z wyrokiem sądu tych, których się nazywa sępami, te fundusze, które skupowały dług za bezcen, kiedy Argentyna się wywróciła, będą miały przebitkę około kilkanaście razy. Jeżeli oni im to zapłacą, to wtedy rzucą się na nich ci, którzy zgodzili się na dobrowolną redukcje długu, pójdą do sądu, a to może już grozić zwielokrotnieniem tej sumy - ocenia w rozmowie z agencją informacyjną Newseria Inwestor Piotr Kuczyński, główny analityk Domu Inwestycyjnego Xelion.

Wyrok amerykańskiego sądu jest po myśli funduszy inwestycyjnych, posiadających 7 proc. z łącznej wartości wyemitowanych obligacji Argentyny, które w 2001 r. przestały być spłacane przez rząd w Buenos Aires. Kilkanaście lat temu 93 proc. wierzycieli Argentyny zgodziło się po negocjacjach na redukcję długu o 70 proc., czyli z każdego 1 USD wartości nominalnej otrzymali zaledwie 30 centów. Pozostałe 7 proc. wierzycieli nie chciało zaakceptować tak dużej straty i część z nich sprzedała obligacje funduszom hedgingowym, które kupiły je za bardzo niską cenę rynkową. Spadek ceny i wzrost rentowności odzwierciedlał wtedy niskie prawdopodobieństwo odzyskania zainwestowanych pieniędzy.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz