wtorek, 30 czerwca 2015

Grecja nad przepaścią. Co dalej z grecką turystyką ?


W hotelach na greckim wybrzeżu jest szumno i gwarnie. Turyści wypoczywają. A w głębi urokliwych wysp panuje cisza i spokój. Co drugi dom jest na sprzedaż. – To przez kryzys – tłumaczą miejscowi.

– Zobacz – mówi Eva. – Masz typowy grecki dom. Parterowy, ale z kilkoma pokojami, tarasem, pięknym ogrodem i jeszcze lepszym widokiem, bo na morze. Na drzwiach ma kartkę – to też jest teraz bardzo typowe. Z informacją o sprzedaży i numerem telefonu. Dzwonią głównie cudzoziemcy. Dla nich to świetna oferta, cena domu zazwyczaj nie przekracza 50 tys. euro. Taniej niż kawalerka w ich rodzimych miastach. Grecy natomiast uciekają tam, gdzie praca i kryzys mniej dotkliwy – opowiada. Eva jest przewodnikiem turystycznym. Mieszka i pracuje na jednej z wysp na Morzu Egejskim.

Początki kryzysu
W tawernach klienci są cały czas. Idziesz o 6 rano – już piją kawę, wracasz po północy – kończą kolację. – Przyjezdni mają wrażenie, że całymi dniami nic nie robimy. Głównie Niemcy się o to burzą. Mówią: karmimy was, nierobów, a wy dalej leżycie do góry brzuchami – komentuje Zacharias, właściciel restauracji. – A jeśli się zastanowić, to nasze problemy są przez greckich polityków i politykę Unii – dodaje.
Problemy Grecji miały początek wiele lat temu. Zaczęły się gromadzić niemal natychmiast po wejściu kraju do Unii w 1981 roku, ale dały o sobie znać dopiero 20 lat później. Najpierw państwo otrzymywało od UE gigantyczną pomoc finansową – dofinansowania na miliardy euro. Potem dopiero się połapało, że każde otrzymane unijne euro generuje dług, bo wymaga współfinansowania z greckiego budżetu. Kolejne dotacje obciążały państwowy rachunek. Do tego dochodziły koszty biurokracji, czyli konieczność utrzymania sztabu ludzi zajmujących się pozyskiwaniem dotacji. Plus koszty członkostwa w Unii, miliardy euro wynikające z obecności we Wspólnocie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz