wtorek, 16 czerwca 2015

Sojusz USA i Izraela. Skąd wzięły się "specjalne relacje" ?


Silne poparcie dla Izraela to w Stanach Zjednoczonych warunek sine qua non dla wyborczych szans niemal każdego amerykańskiego polityka. Dlaczego? To zasługa sprawnego lobby i zdecydowanie proizraelskich sympatii Amerykanów.

Bo za słabo klaskał 

Kwietniowa wizyta Benjamina Netanjahu w amerykańskim Kongresie była wielkim wydarzeniem. Premier Izraela przybył wówczas do Waszyngtonu na zaproszenie republikańskiego spikera Izby Reprezentantów Johna Boehnera, aby ostrzec Amerykę przed zgubnymi konsekwencjami negocjacji atomowych i zniesienia sankcji z Iranu. Przemówienie Netanjahu co chwila przerywane było burzami żywiołowych owacji na stojąco, zarówno ze strony Republikanów, jak i większości Demokratów. Na tym tle wyróżnił się jeden polityk: republikański senator z Kentucky Rand Paul, który co prawda również oklaskiwał izraelskiego premiera, ale robił to dość niemrawo i sądząc po jego wyrazie twarzy - trochę wbrew sobie. Natychmiast zauważyły to telewizyjne kamery, a brak entuzjazmu Paula - jednego z kandydatów na prezydenta USA - stał się tematem dyskutowanym niemal tak żywo, jak całe historyczne przemówienie Netanjahu. I choć w reakcji na to Paul wydał oświadczenie w pełni popierające stanowisko Izraela, a potem podjął szereg działań zamazujących złe wrażenie (odbył np. wizytę do Izraela, gdzie podkreślił, że "atak na Izrael to atak na USA"), to polityk został uznany przez część prawicowych komentatorów i wyborców za zbyt mało proizraelski by zostać prezydentem Stanów Zjednoczonych. 
Read more....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz