niedziela, 12 lipca 2015

Chiny - to dopiero byłaby piękna katastrofa


Ogromna uwaga, jaką poświęcamy bankructwu Grecji i letnie zainteresowanie krachem na chińskich giełdach, świadczą o prowincjonalizmie europejskiego myślenia. W czasach globalizacji to, co dzieje się w Państwie Środka, mieć będzie istotniejszy wpływ na pozycję Polski i UE, niż kameralna tragedia Hellady.

Dowodzi tego jedno porównanie. Gospodarka Chin to 16 procent (0,16) gospodarki całego świata, a Grecji to tylko 2 promile (0,002), czyli pierwsza jest 80 razy większa od tej drugiej. Jej wielkość można porównać z wielkością gospodarki Stanów Zjednoczonych lub Unii Europejskiej (wg PKB mierzonego siłą nabywczą). Pekin aspiruje do tego, aby stworzyć drugie obok zachodniego globalne centrum polityczno-gospodarcze. A zatem w razie powodzenia swych planów stanie się równoprawnym partnerem Waszyngtonu i Brukseli, albo nawet zajmie pozycję światowego hegemona.
Ewentualny krach chińskiej gospodarki może więc przesądzić o tym, kto w XXI wieku będzie panował na świecie. Czy przepowiadany przez wielu ekspertów kryzys właśnie nadszedł? Na to nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Wiemy na pewno, że w ciągu ostatnich tygodni papiery notowane na chińskich giełdach straciły jedną trzecią wartości. Jednak w ostatnich dniach wskutek szeroko zakrojonej interwencji rządu w Pekinie udało się zatrzymać spadki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz