W odpowiedzi na sankcje Zachodu Moskwa we wrześniu ogłosiła embargo na zachodnie produkty spożywcze. Okazuje się jednak, że samym Rosjanom niczego nie brakuje.
Kiedy Moskwa ogłosiła zakaz importu produktów spożywczych z UE, Stanów Zjednoczonych, Australii, Norwegii i Kanady, Rosjanie dowcipkowali, że teraz włoską pizzę będą musieli posypywać rosyjskim serem. Ale kiedy zagląda się do moskiewskich restauracji widać, że Rosjanie wcale nie muszą rezygnować z włoskiej kuchni. W jadłospisach nadal figurują dania, których nie można przyrządzać bez oryginalnych, importowanych składników. Także kelnerzy potwierdzają, że nie ma z tym żadnego problemu.
Importerzy bez granic
Jeden z moskiewskich gastronomów, który chce zachować anonimowość, zdradził w rozmowie z Deutsche Welle, że włoskie sery docierają teraz na rosyjski rynek przez Białoruś dwiema drogami: albo sprowadzane są do Rosji nielegalnie bezpośrednim tranzytem przez Białoruś, albo w białoruskim Brześciu, niedaleko granicy z Polską, na włoskie opakowania nakleja się etykietki "Made in Belarus". Jest to jak najbardziej możliwe, bo władze Białorusi nie wprowadziły żadnego embarga na zachodnie towary. Poza tym granice państw na obszarze unii celnej, czyli pomiędzy Białorusią, Rosją i Kazachstanem, są otwarte.
Ale restauracje nie są żadnym wyjątkiem. Towary, na które embargo nałożył prezydent Putin, są dostępne także w sklepach. Moskiewskie sklepy delikatesowe mają magazyny wypełnione po brzegi zakazanymi towarami: włoskim parmezanem, francuskim brie i camembertem; w oryginalnych opakowaniach, rozumie się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz