czwartek, 7 sierpnia 2014

Katastrofa Banku Ducha Świętego


Informacje o tym, że Banco Espirito Santo ma kłopot docierały już od pewnego czasu. Bank cały czas uparcie twierdził, że ma dosyć kapitału, aż tu nagle pojawił się komunikat banku centralnego o akcji ratunkowej. Czy należało go ocalić? Jakie to niesie za sobą problemy i wnioski?
Jako tło przyda się kilka faktów. BES jest trzecią pod względem wielkości grupą bankową w Portugalii, której aktywa w marcu 2014 wynosiły 76,6 mld euro. Dla porównania aktywa największego polskiego banku PKO BP to zaledwie ok. 50 mld euro. Zatrudnia 10 tys. pracowników i jest obecny w 25 krajach. Jest notowanym na giełdzie w Lizbonie, a udziały w nim posiada, m. in. Grupa Espirito Santo (20 proc.) i francuski bank Crédit Agricole, który w Polsce jest właścicielem choćby Lukas Finansów i EFL. To właśnie w niefinansowej części GES powstały straty i bank został na nie wyeksponowany. Jest to jedyny duży portugalski bank, którego nie trzeba było ratować podczas kryzysu globalnego (BCP, właściciel polskiego Millennium Banku, wymagał takiego działania).
W marcu 2014 r. współczynnik kapitału podstawowego (CET1) wyniósł - wliczając już zamierzoną podwyżkę kapitału w czerwcu - 11.3% (7,1 mld euro), zatem powyżej minimum 8%. Jeszcze 18 lipca br. bank centralny Portugalii (Banco de Portugal) wydał komunikat, z którego wynikało, że bank dysponuje dostatecznie dużym kapitałem, aby pokryć ewentualne straty z powodu ekspozycji względem GES, bez ryzyka, że przestanie spełniać minima kapitałowe. Miał odłożyć na rezerwy 2 mld euro (8,3 mld zł) i ta kwota, zdaniem Banco de Portugal, wystarczyłaby. Bank centralny nakazał również dokapitalizowanie banku, najlepiej na zasadach rynkowych, aczkolwiek wskazał również opcję publicznego zwiększenia kapitału w ramach Programu Pomocy Finansowej i Gospodarczej (Economic and Financial Assistance Programme), który dysponuje sumą 6,4 mld euro. To było jawne zaproszenie, aby skorzystać z publicznej pomocy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz