Po tym jak ostatnio nasza wiecznie roztrzęsiona pani premier ogłosiła „sukces” negocjacyjny w sprawie redukcji emisji CO2, nasuwa się znana kwestia Benedykta z „Nad Niemnem”: „Niech jeszcze i to!”. Ale nie możemy w ten sposób powiedzieć. Nie możemy się godzić na wyznaczoną Polsce rolę rezerwatu przyrodniczo-etnograficznego, w którym tubylcy w lnianych koszulach, portkach i boso będą z utęsknieniem wypatrywali ekip filmowych z „National Geographic” w nadziei otrzymania jakichś drobnych za pozowanie do zdjęć.
Dziwaczne okoliczności wytrącają nam z rąk wszelkie atuty, którymi dysponujemy. Węgiel zamiast bogactwem stał się obciążeniem, ponieważ jego spalanie szkodzi przyrodzie. Gaz z łupków nie może być eksploatowany, bo to szkodzi przyrodzie. Elektrowni atomowych nie możemy wznieść, bo według ekologów może to szkodzić przyrodzie. Ordynarnie wciska nam się za to szpetne i szkodliwe śmigła, na których według ich fantazji ma być oparta nasza energetyka.
Nie jest istotne, że niesłychanie szpecą krajobraz, emitują szkodliwe dla zdrowia infradźwięki, zabijają miliony owadów, wytrącają wilgoć z powietrza, powodując suszę na terenach wokół, w przeliczeniu na wytworzoną moc pochłaniają olbrzymią ilość materiału budulcowego, o wiele większą niż tradycyjne elektrownie węglowe i bez porównania większą niż elektrownie atomowe.
Pytanie, kto i za czyje pieniądze zutylizuje ten złom po zakończeniu eksploatacji? Czy firmy, które wzniosły wiatraki, wygrzebią z ziemi do cna fundamenty wykonane pod każdą wieżą, czy zrekultywują teren? Ostatecznie trzeba powiedzieć wprost, że energetyka wiatrowa jest rozwiązaniem o wiele bardziej degradującym środowisko niż stosowane dotychczas metody pozyskiwania
Read more....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz