Interwencja lotnictwa krajów arabskich w Jemenie pod wodzą Arabii Saudyjskiej może zmienić się w krwawą wojnę i kolejną klęskę humanitarną w regionie. W razie operacji lądowej do walk przyłączy się Al-Kaida i inni dżihadyści - ostrzega tygodnik "Economist".
W miniony czwartek samoloty bojowe Arabii Saudyjskiej i jej sojuszników zaatakowały w Jemenie pozycje szyickiego ugrupowania Huti, ktore walczy o obalenie popieranego przez Zachód prezydenta Abd ar-Rab Mansura al-Hadiego.
W środę - jak podaje Reuters - bojownicy Huti i oddziały wojskowe, które do nich dołączyły, zajęły, wraz z kolumną czołgów, centrum Adenu, głównego bastionu sił wiernych prezydentowi.
Również w środę szef jemeńskiej dyplomacji Jemenu Rijad Jassin wezwał koalicję, której przewodzą Saudyjczycy, by wysłała do Jemenu siły lądowe. "Lada moment naloty staną się nieskuteczne" - powiedział przebywający w Rijadzie Jassin w rozmowie z agencją AFP.
Sam prezydent Jemenu opuścił w ubiegłym tygodniu kraj i pod opieką Saudyjczyków udał się do Egiptu.
I choć u boku Saudyjczyków walczy lotnictwo wielu arabskich krajów, a USA dostarczają pomocy logistycznej, milicje Huti zajęły spore połacie kraju i posuwają się dalej. Eksperci obawiają się pośredniego zaangażowania szyickiego Iranu, który wspiera szyicką milicję Huti.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz