W Wielkiej Brytanii kampania wyborcza przyspiesza. Języczkiem u wagi stała się kwestia napływu na Wyspy imigrantów. To stara się wykorzystać Nigel Farage - szef Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa, znany z negatywnego nastawienia do imigrantów przybywających z krajów byłego bloku komunistycznego.
- Jeśli Farage poszedłby po rozum do głowy, to akurat polskich migrantów pozostawiłby w spokoju - komentuje w rozmowie z Onetem Grzegorz Lewicki z Fundacji im. Kazimierza Pułaskiego.
7 maja w Wielkiej Brytanii odbędą się wybory parlamentarne. Jednym z głównych tematów, który wzbudza olbrzymie emocje, jest kwestia imigrantów. Pod koniec lutego opublikowano dane mówiące, iż w 2014 roku do Wielkiej Brytanii przybyło o 300 tysięcy osób więcej niż z niej wyjechało.
Jak ponadto wynika z badań grupy naukowców z Obserwatorium Migracji Uniwersytetu w Oxfordzie, między 2011 a 2014 rokiem imigracja powiększyła ludność Anglii o ponad pół miliona. Badacze liczyli zatrudnionych i właścicieli firm, bezrobotnych, pacjentów, dzieci w szkołach, właścicieli nieruchomości i lokatorów. Podali, iż w tych latach tylko w Anglii osiadło 565 tysięcy imigrantów, z czego dwie trzecie pochodzi z państw Unii Europejskiej.
Dane te stawiają w trudnej pozycji premiera Davida Camerona. W 2010 roku obiecał on ograniczenie tego wskaźnika do poziomu poniżej 100 tys. osób rocznie. W związku z tą deklaracją przed nadchodzącymi wyborami Cameron stał się łatwym celem ataków.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz